Gdzie jesteś, Amando? (Gone Baby Gone)
Reżyseria: Ben Affleck
Obsada: Casey Affleck, Michelle Monaghan, Ed Harris, Morgan Freeman, Amy Ryan i inni
Scenariusz: Ben Affleck, Aaron Stockard
Zdjęcia: John Toll
Muzyka: Harry Gregson-Williams
Gatunek: Kryminał, Dramat, Psychologiczny
Produkcja: USA
Rok: 2007
Reżyseria: Ben Affleck
Obsada: Casey Affleck, Michelle Monaghan, Ed Harris, Morgan Freeman, Amy Ryan i inni
Scenariusz: Ben Affleck, Aaron Stockard
Zdjęcia: John Toll
Muzyka: Harry Gregson-Williams
Gatunek: Kryminał, Dramat, Psychologiczny
Produkcja: USA
Rok: 2007
Dennis Lehane w ostatnim czasie na dobre zawitał na naszych blogach. Na Książce pod ręką wyraziliśmy swoje opinie na temat większości dzieł tego współczesnego amerykańskiego pisarza i zgodnie przyznaliśmy, że te historie być może nie są najbardziej wiarygodne na świecie, ale z całą stanowczością czyta się je płynnie i z niemałym zainteresowaniem. To człowiek, który w głównej mierze operuje w gatunku kryminału czy powieści detektywistycznych. Uważam jednak, że ograniczenie go tylko do dobrego kryminału jest dla niego krzywdzące. Jego wnikliwa charakterystyka postaci, ich wewnętrznych dylematów, moralnych decyzji, wyrzutów sumienia, zagłębianie się w psychikę bohaterów, to wszystko stanowi znak firmowy Lehane’a, a jednocześnie umieszcza jego książki także w gatunku dramatów psychologicznych. Nie ma się więc co dziwić, że ze sporą starannością jego dzieła są śledzone przez twórców filmowych. W ostatnim czasie omawiałem jedną z takich kinowych adaptacji powieści Lehane’a, Rzekę Tajemnic, nakręconą przez Clinta Eastwooda. Tym razem pragnę opowiedzieć o innym filmie, który powstał na podstawie książki tego poczytnego twórcy, a za reżyserię którego wziął się Ben Affleck.
Affleck dość wcześnie, bo w wieku zaledwie 20 lat, związał się z niskobudżetowym twórcą filmowym Kevinem Smithem, reżyserem i scenarzystą kultowych już Sprzedawców, ale dopiero udział w realizacji Buntownika z wyboru przyniósł mu sławę. Wraz z Mattem Damonem otrzymali Oscara za najlepszy scenariusz oryginalny do Buntownika, a dzieło stało się prawdziwym hitem. Wypadałoby też wspomnieć, że jego drugoplanowa rola w tej produkcji przeszła raczej bez echa w środowiskach filmowych. Ben zdecydował się kontynuować karierę aktorską z różnym efektem aż do 2007 roku. Wtedy to zadebiutował w roli reżysera, a jego pierwszym długometrażowym filmem był właśnie Gdzie jesteś Amando?

Trzeba przyznać, że reżyserią Ben Affleck ujawnił swoją lepszą twarz. Niezbyt utalentowany jako aktor, choć przyciągający oko części widowni, wreszcie pokazuje się jako naprawdę dobry reżyser. Cegła po cegle kładzie podwaliny pod swoje nowe oblicze. Zaledwie trzeci jego obraz, Operacja Argo, już otrzymał Oscara na tegorocznej gali w kategorii najlepszego filmu. Debiut zaczyna jednak od mocnego uderzenia. Adaptuje jedną z ciekawszych pozycji książkowych na amerykańskim rynku. I choć w obrazie widać jeszcze pewne niedociągnięcia oraz niepotrzebny chwilami przesyt refleksji narratora i głównego bohatera zarazem, to można powiedzieć, że Ben Affleck od początku do końca miał określoną wizję tego filmu (jest współtwórcą scenariusza), skrupulatnie ją realizował i - co najważniejsze - zrobił to dość oryginalnie.

Na uwagę zasługują także zdjęcia do filmu. John Toll, autor zdjęć do takich produkcji jak Wichry Namiętności, Braveheart. Waleczne Serce, Cienka czerwona linia czy ostatnio Atlas Chmur, wie doskonale jak wprowadzić odpowiednie perspektywy w obrazie. W wolnych chwilach od biegu akcji, Toll obdarza nas piękną panoramą Bostonu, ukazując przemysłowe rejony miasta z lepszej strony, niż czynią to bohaterowie filmu. Klimat refleksyjności oraz tajemniczości uzupełnia stonowana muzyka.
Film Gdzie jesteś Amando? powstał na podstawie książki Dennisa Lehane'a, o czym już wcześniej wspominałem. I choć w większości fabuła filmu i powieści pokrywają się, to jestem skłonny zaryzykować stwierdzenie, że film można postrzegać jako całkiem odrębne dzieło. To, co u Lehane'a było bardziej rozmyte, tu jest postawione na samym ostrzu. I choć ta produkcja w dużej mierze bazuje na emocjach, to nie pomija pewnych egzystencjalnych trudności. Zaczyna się dość niemrawo, mimo to reżyser szczegółowo dąży do ukazania problemów moralnych: między innymi wartościowania ludzi, czynienia z siebie sędziego, który może oceniać innych, czy życia w zgodzie z własnym sumieniem. Ten film uruchamia w nas uczucia, których istnienia mogliśmy nie być świadomi. Starszy z braci Affleck umyślnie eksponuje punkt kulminacyjny dzieła, czyniąc z niego jedno z najlepszych zakończeń filmowych, jakie widziałem. Skrupulatnie usuwa z historii Lehane’a te elementy, które sprawiały, że decyzja głównych bohaterów nie była tak skrajna. Nie podobna przejść obok tego zakończenia obojętnie, a zdarzanie umieszczone w tym miejscu filmu, może podzielić nawet najlepszych przyjaciół.
-- Brat Simona
Czytając ta recenzję pomyślałam,iz może Ben Affleck jest faktycznie lepszym scenarzystą i reżyserem niż aktorem...w końcu Oskary za tym przemawiają i może to nie jest najlepszy wyznacznik(i nagroda dla) twórczości,ale zawsze o czymś świadczy.
OdpowiedzUsuńCo do Caseya Afflecka to utkwiła mi w pamięci jego rola w "The killer inside me" może dlatego,że była tak różna charakterologicznie od jego powierzchowności/wyglądu...a może po prostu była dobra...
Pozdrawiam
Film widziałam, więc czytam;)
OdpowiedzUsuńTroszkę mnie złości, gdy mówi się o Afflecku jako o marnym aktorze. To nieprawda. Jasne, że nie jest wybitny i na ekranie wypada czasem przeciętnie, przysłonięty zwykle przez lepszych graczy, ale nie jest wcale taki kiepski (osobiście wolę jego niż Casseya, który okrutnie mnie drażni). Jest... specyficzny. Gra inaczej niż pozostali aktorzy, ale taka słaba mimika, niełatwo identyfikowalne gesty to czasem zaleta. Są role, gdzie taka neutralność aktora jest bardzo ważna i pomaga filmowi. Zgodzę się natomiast, że jest lepiej mu idzie z reżyserką. Zresztą, ostatnie rozdanie Oscarów jest tego dobrym dowodem:)
A film dobry, świetny debiut.
Hm, Klapserka, nie mówiłem o "marnym" Afflecku, ale "niezbyt utalentowanym", a to dla mnie spora różnica. Jest wystarczająco charakterystycznym aktorem, żeby się obronić - na przykład w ten sposób przez wiele lat broni się Denzel Washington - ale, jak dla mnie, nie będzie nigdy ponadprzeciętny. I tylko tyle.
UsuńJeśli chodzi o Casseya, to faktycznie, jest w nim coś drażniącego, wręcz odpychającego, ale wydaje mi się, że to kwestia ról, jakie przyjmuje.
Ciekawa recenzja tego filmu, jednak ja nigdy o nim nie słyszałam.
OdpowiedzUsuńFilm oglądałam, ale bardzo dawno temu, więc pamiętam jego fabułę, jak przez mgłę. Jeśli zaś chodzi o Bena Afflecka, to ja osobiście lubię jego grę aktorską, choć może faktycznie reżyserka idzie mu nieco lepiej, ale mimo wszytko nie mam jakiś wielkich zastrzeżeń.
OdpowiedzUsuńJa widziała ten film kilka lat temu i dla mnie jest po prostu zwykły. Fabuła niezbyt porywająca, brat Bena bardzo mnie irytuje - po prostu go nie lubię i całość ogólnie niespecjalnie zapamiętywalna.
OdpowiedzUsuńOoo, a u mnie całkowicie przeciwnie. Widziałem film kilka lat temu i dla mnie niezwykły. Coś mnie w nim urzekło i trzymam się go do tej pory. Zdarzyło mi się nawet ostro pokłócić z kimś bliskim o ten film, takie emocje w nas wywołał.
UsuńTen film spodobał mi się dopiero przy drugim podejściu. Za pierwszym razem nie obejrzałem go nawet do końca, ale postanowiłem dać filmowi drugą szansę i uważam że to jednak znakomite kino. Dennis Lehane ma szczęście do dobrych ekranizacji swoich powieści - "Rzeka tajemnic", "Gdzie jesteś Amando" i "Wyspa tajemnic" to bardzo dobre filmy, które sprawiają, że chce się sięgnąć po książki. Chociaż nie uważam Bena za dobrego aktora to podobnie jak Klapserka wolę go od Caseya (w nominowanej do Oscara roli w "Zabójstwie Jessego Jamesa" Casey tak mamrotał pod nosem, że bez napisów lub lektora to chyba bym go w ogóle nie zrozumiał :D).
OdpowiedzUsuńJa wprawdzie w swojej recenzji "Zabójstwa Jessego Jamesa" pochwaliłem rolę Caseya, bo to było moje pierwsze spotkanie z tym aktorem i zauważyłem w nim coś intrygującego, lecz po obejrzeniu innych jego ról zaczął mnie trochę drażnić :)
UsuńZ tego, co słyszałem, to niedługo mają się pojawić kolejne ekranizacje książek Lehane'a.
UsuńJesli chodzi o Casseya, jak wspominałem powyżej, bywa nieco odpychający w swoich rolach, ale to moim zdaniem atut. W "Zabójstwie Jessego..." miał budzić niechęć w widzu, aby widz zrozumiał, czemu został znienawidzony jako morderca, bądź co bądź, bandyty. Moim zdaniem, to mu się udało.