Fabuła Na drodze gniewu nie jest skomplikowana. Trudno w ogóle mówić w tym wypadku o fabule, która sprowadza się na dobrą sprawę do jednej sceny. Szczątkowa, ledwo zarysowana historia skupia się na dwugodzinnym pościgu za cysterną. O dziwo jednak nie sposób potraktować to jako zarzut. W innych okolicznościach mogłoby to całkowicie przekreślić produkcję, Miller jednak robi coś, z czym większość reżyserów nie dałaby sobie rady. Kino akcji ostatnio rozciągnięte jest na długie godziny i wypchane dyskusją bohaterów, opowieścią o ich problemach, traumach, tęsknotach, miłościach. Twórcy nie potrafią odpowiednio rozłożyć akcentów. A Miller to zrobił. Ta produkcja miała wszelkie podstawy ku temu, by okazać się kolejnym efekciarskim gniotem.
Millerowi mimo to udaje się rzecz niesłychana. Realizuje on mocną, postapokaliptyczną wizję, która wciąga od samego początku. Reżyser nie bawi się w subtelności, ani żadne nudne wprowadzenia. Akcja rusza natychmiast od pierwszej sceny i praktycznie do samego końca pędzi jak oszalała, co jakiś czas przystając zaledwie na krótki moment, pozwalający złapać odrobinę wytchnienia. Ryk silników, zapach spalin i piasek w oczach towarzyszą nam przez cały seans. I jeszcze jedno. Obraz Millera emanuje przemocą i brutalnością, ukazaną w dość niecodzienny sposób. Widz na ekranie dostaje zaledwie skrawki i niedopowiedzenia, a resztę sobie wyobraża. Reżyser ukazuje widzom coś czego nie nie zobaczą na ekranie, a zwyczajnie sobie to wyobrażą. I to działa. Zdarza mu się czasem nawet przekroczyć granicę dobrego smaku, niczego na dobrą sprawę nie pokazując. Kto chce, ten zarzuci twórcom, że cała otoczka pościgu jest rozbuchana do granic możliwości, razi momentami kiczem i tandetą, a chwilami nawet infantylnością. Ale kto we współczesnym kinie łaknie wreszcie bezkompromisowej rozrywki z najwyższej półki i kto zachwycał się pierwszym ten będzie w siódmym niebie.
Miller na potrzeby filmu pozbywa się wszelkich ograniczeń, szczególnie w scenach akcji. Kreatywność i wyobraźnia są jego sprzymierzeńcami i dają mu mega pozytywnego kopa energii mimo siedemdziesiątki na karku. W rezultacie ta minimalistyczna historia w ogóle się nie nudzi, a widz ze szczęką na podłodze obserwuje kolejne kadry pościgu, zastanawiając się gdzie leży granica wyobraźni reżysera, bo technika kinowa i efekty specjalne oraz komputerowe za pomocą których przenosi swoje pomysły na ekran ograniczeń już nie mają. Przerysowane postaci, bohaterowie jakby żywcem wyjęci z najbardziej odjechanych komiksowych wizji, i ten facet z gitarą! Coś niesamowitego. Zachwycać może także postapokaliptyczny świat, który potrafi zafascynować i zaintrygować.
Każdy element Mad Maxa: Na drodze gniewu zasługuje na osobne wspomnienie i pochwałę. Kapitalne zdjęcia sprawiają, że nie pozwolicie sobie nawet na jedno mrugnięcie, byle nie przegapić kolejnych fantastycznych ujęć. John Seale wprowadza widzów do tego pustynnego piekła i sprawia, że chcielibyśmy zagrzać w nim miejsce na dłużej. Widać fascynację kultowymi malarzami, w scenach nocnych, ujęciach na bagna, czy w scenie z drzewem znajdziecie odwołania do twórczości Salvadora Dalego, zaś prawdziwy ogrom przedziwnych postaci tłoczący się w jednym ujęciu przedstawiającym wszystkich na pustyni, natychmiast przywodzi na myśl twórczość Hieronima Boscha. Muzyka przygotowana przez Junkie XL to prawdziwy rarytas. Ciężkie brzmienia wspomagają pędzące tempo produkcji. Całość spina klamrą szaleńczy montaż, który sprawia, że wszystko dzieje się tutaj w jednym momencie, a najlepsze ujęcia trwają niecałą sekundę.
Solidne aktorstwo wieńczy tę wspaniałą produkcję. Hardy wypada przyzwoicie, choć trudno powiedzieć o nim coś więcej. Gra dokładnie tak jak trzeba. Ciekawą postać odgrywa Charlize Theron, która jako Furiosa w zasadzie tworzy najbardziej wyrazistą i charyzmatyczną postać w filmie. Niektórzy twierdzą, że to od jej imienia powinien wziąć się tytuł tego filmu. W każdym razie bez wątpienia to ona jest tutaj motorem napędzającym produkcje. Ciekawą i nietypową dla siebie postać tworzy młodziutki Nicholas Hoult. Jest jeszcze Hugh Keays-Byrne - czarny charakter z pierwszego . Tym razem także wciela się w postać głównego bad guya, niemniej rolę ma tyleż komiczną, co przerażającą. Wszyscy tworzą naprawdę przerysowaną, groteskową i absurdalną ekipę.
Wydaje się, że Miller od zawsze marzył o zrobieniu takiego filmu. W pierwszej części mógł zrobić film, jaki chce, jeśli chodzi o tę bezkompromisowość, jednak australijska kinematografia nie pozwoliła mu zrobić filmu z rozmachem. W trzeciej części, już w Hollywood, Miller dostał wreszcie pieniądze, ale miał skrępowane ręce jeśli chodzi o fabułę. To nie był już prawdziwy brutalny Max, lecz wygładzona bajka dla dzieci o przygodach nowego Mojżesza. Teraz dopiero otrzymawszy zadowalający budżet i wolną rękę, stworzył arcydzieło kina akcji, o którym będzie się mówić jeszcze przez długie lata.
Czwarta odsłona przygód Mad Maxa zachwyca, szczególnie że ostatnie hollywoodzkie produkcje zwyczajnie zawodziły. Z obrazem Millera jest zupełnie inaczej, i choć to zupełnie inny film niż minimalistyczna pierwsza odsłona, to wydaje mi się, że z czasem także zostanie okrzyknięty kultowym. Dowodem na to mogą być niezliczone pozytywne recenzje. Już dawno żaden film nie miał tak pozytywnego odbioru. Więc nie ma na co czekać, tylko pedał gazu do oporu i w drogę!
Mad Max: Na Drodze Gniewu (Mad Max: Fury Road)
Reżyseria: George Miller
Scenariusz: George Miller, Nick Lathouris, Brendan McCarthy
Obsada: Tom Hardy, Charlize Theron, Nicholas Hoult, Hugh Keays-Byrne, Nathan Jones i inni
Zdjęcia: John Seale
Muzyka: Junkie XL
Gatunek: Akcja, Sci-fi
Kraj: USA, Australia
Rok produkcji: 2015
Data polskiej premiery: 22 maja 2015
Miller na potrzeby filmu pozbywa się wszelkich ograniczeń, szczególnie w scenach akcji. Kreatywność i wyobraźnia są jego sprzymierzeńcami i dają mu mega pozytywnego kopa energii mimo siedemdziesiątki na karku. W rezultacie ta minimalistyczna historia w ogóle się nie nudzi, a widz ze szczęką na podłodze obserwuje kolejne kadry pościgu, zastanawiając się gdzie leży granica wyobraźni reżysera, bo technika kinowa i efekty specjalne oraz komputerowe za pomocą których przenosi swoje pomysły na ekran ograniczeń już nie mają. Przerysowane postaci, bohaterowie jakby żywcem wyjęci z najbardziej odjechanych komiksowych wizji, i ten facet z gitarą! Coś niesamowitego. Zachwycać może także postapokaliptyczny świat, który potrafi zafascynować i zaintrygować.
Każdy element Mad Maxa: Na drodze gniewu zasługuje na osobne wspomnienie i pochwałę. Kapitalne zdjęcia sprawiają, że nie pozwolicie sobie nawet na jedno mrugnięcie, byle nie przegapić kolejnych fantastycznych ujęć. John Seale wprowadza widzów do tego pustynnego piekła i sprawia, że chcielibyśmy zagrzać w nim miejsce na dłużej. Widać fascynację kultowymi malarzami, w scenach nocnych, ujęciach na bagna, czy w scenie z drzewem znajdziecie odwołania do twórczości Salvadora Dalego, zaś prawdziwy ogrom przedziwnych postaci tłoczący się w jednym ujęciu przedstawiającym wszystkich na pustyni, natychmiast przywodzi na myśl twórczość Hieronima Boscha. Muzyka przygotowana przez Junkie XL to prawdziwy rarytas. Ciężkie brzmienia wspomagają pędzące tempo produkcji. Całość spina klamrą szaleńczy montaż, który sprawia, że wszystko dzieje się tutaj w jednym momencie, a najlepsze ujęcia trwają niecałą sekundę.
Wydaje się, że Miller od zawsze marzył o zrobieniu takiego filmu. W pierwszej części mógł zrobić film, jaki chce, jeśli chodzi o tę bezkompromisowość, jednak australijska kinematografia nie pozwoliła mu zrobić filmu z rozmachem. W trzeciej części, już w Hollywood, Miller dostał wreszcie pieniądze, ale miał skrępowane ręce jeśli chodzi o fabułę. To nie był już prawdziwy brutalny Max, lecz wygładzona bajka dla dzieci o przygodach nowego Mojżesza. Teraz dopiero otrzymawszy zadowalający budżet i wolną rękę, stworzył arcydzieło kina akcji, o którym będzie się mówić jeszcze przez długie lata.
-- Tomasz Drabik
Mad Max: Na Drodze Gniewu (Mad Max: Fury Road)
Reżyseria: George Miller
Scenariusz: George Miller, Nick Lathouris, Brendan McCarthy
Obsada: Tom Hardy, Charlize Theron, Nicholas Hoult, Hugh Keays-Byrne, Nathan Jones i inni
Zdjęcia: John Seale
Muzyka: Junkie XL
Gatunek: Akcja, Sci-fi
Kraj: USA, Australia
Rok produkcji: 2015
Data polskiej premiery: 22 maja 2015
Uszanowanko! Mi się wydaje, że Miller wziął to co najlepsze z drugiej części Mad Maxa, czyli klimat i pościgi, po czym doładował to wszystko najmocniejszymi sterydami, jakie miał pod ręką. Ten film to pod względem audiowizualnym prawdziwa perełka i chociaż to szaleńcze tempo akcji mnie czasem już męczyło, to skłamałbym, gdybym powiedział, że z sali kinowej wyszedłem niezadowolony.
OdpowiedzRacja, pod wieloma względami najbliżej mu do drugiej części. Brawurowo poprowadzone kino, kapitalna rozrywka